Przygotowanie zanęty i nęcenie

By ustalić punkt, do którego zanęta ma być dowilżona, trzeba zacząć od końca, czyli od sprawdzenia, jak spoista ma ona być. Zależy to głównie od dna i nurtu. Jeśli np. podłoże jest twarde, to silny prąd wody może kulę wytoczyć poza obręb łowiska. W tych warunkach powinna więc być mocno dociążona i odpowiednio sklejona. Przy dnie miękkim z kolei, np. mulistym, spoistość zanęty powinna być na tyle mała, by kula rozłożyła się na nim, nie grzęzła.

Niejeden przegrał zawody nie przez zły dobór składu zanęty, tylko przez mylną ocenę dna.

Dopiero pod sam koniec, po całkowitym i równomiernym nawilżeniu oraz właściwym rozrobieniu mieszanki, wprowadza się do niej składniki obciążające (piasek, ziemia, cegła). Nie powinno się przy tym jej ugniatać; raczej przegarniać, by przy okazji zanętę napowietrzyć, niech się stanie puszysta. Jeszcze lepsze napowietrzenie, a przy okazji dalsze ujednolicenie, osiąga się przesiewając ją przez sito.

Ewentualne przynęty zanętowe dodaje się po wszystkim.

Gotową zanętę formujemy w kule: większe, wielkości piłki tenisowej, do zanęcenia wstępnego, i mniejsze, mieszczące się w garści, do donęcania w trakcie łowienia. Szczególnie owocne, ale i trudne, jest dorzucanie zanęty natychmiast po zacięciu ryby, jeszcze przed rozpoczęciem jej holowania. Przytrzymujemy w ten sposób resztę stada, które w przeciwnym razie, spłoszone szamotaniem się sztuki zaciętej, mogłoby się na jakiś czas rozpierzchnąć.

Rzucamy kule w wybrane miejsce, starając się zawsze trafić w możliwie ten sam punkt. Przy łowieniu klasycznym można go sobie zapamiętać w ten sposób, że kierujemy wędzisko na jakiś charakterystyczny element drugiego brzegu i pochylamy, by szczytówka prawie dotykała wody. Celujemy tak, by kolejne porcje zanęty padały zawsze tuż przy niej. Niedorzucenie zanęty jest błędem mniejszym niż przerzucenie. Przy łowieniu odległościowym stały punkt zapamiętuje się na żyłce: dawniej w odpowiednim miejscu nakładano na nią ogranicznik, ostatnio robi się na niej znak mazakiem do tworzyw; ściera się stopniowo, ale na jedno łowienie zwykle wystarcza. Jeśli po każdym zarzuceniu wędki znak ten znajdzie się przy kołowrotku, będzie to znaczyło, że zestaw za każdym razem opada w tej samej odległości od brzegu. Zanętę rzucamy lub – lepiej -wystrzeliwujemy za pomocą procy tak, aby na wodę opadła w pobliżu spławika.

Przede wszystkim w wodach bieżących, ale czasem także w stojących zdarza się, że kule opadają nie w tym punkcie, w który je rzucaliśmy. Zniósł je bowiem prąd. Dlatego przy braku brań w miejscu przez siebie wytypowanym warto, zanim się przeniesie gdzie indziej lub zmieni zanętę, sprawdzić, czy przypadkiem nie będziemy mieli brań o kilka metrów od domniemanego punktu zanęcenia. Pamiętajmy, że kule duże są podatniejsze na znoszenie. Nurt bowiem jest tym silniejszy, im dalej od dna. Kula mała lepiej się mieści w przydennej warstewce wody prawie nieruchomej, tzw. martwej.

Niezależnie od starań o dobre umieszczenie zanęty warto się pokusić o sprawdzenie, co się z nią dalej dzieje. Często wystarczy niewielką kulkę kontrolną umieścić w miejscu dobrze widocznym z brzegu. Kiedy tu zniknie, można domniemywać, że wymyła się także ta zasadnicza, w miejscu łowienia. Oczywiście, wnioski mogą się okazać błędne, bo przecież inny jest prąd tu, inny tam. Jeśli warunki pozwalają, nie zawadzi na obserwację wykorzystać np. południową przerwę w łowieniu: zarzucić kulę i co jakiś czas zanurkować, by sprawdzić jak wygląda. Zdarzają się niespodzianki: zanęta na brzegu wygląda jak kit, a w wodzie po niecałej godzinie nie pozostaje po niej ślad.

W pełni jednak mierodajnej odpowiedzi na to, czy dostatecznie opanowaliśmy trudną lecz pożyteczną sztukę nęcenia, udzielą tak czy owak ryby; one ostatecznie też mają tu coś do powiedzenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *