Komponowanie składu zanęty

Komponowanie składu zanęty

Zanętę skuteczną, zwłaszcza na nie wymagające łowisko, można zestawić już z dwóch czy trzech elementów. A nawet użyć tylko jednego – np. rzucić garść pęczaku, na który się właśnie łowi, albo strzelić z procy porcją białych robaczków. To drugie jest typowe dla odległościowej metody angielskiej. Dawniej w ten sposób nęcono robaczkami dużymi, haczykowymi (po angielsku gozzers bo tylko je się dawało zarzucić na dużą odległość. Potem jednak pojawiły się rozpuszczalne w wodzie folie i kleje do zanęt sypkich. Można więc już, bez obawy o rozproszenie ładunku w powietrzu, strzelać robaczkami drobnymi, pinkies. Ale przez to zanęta przestała być jednoskładnkowa: doszły przecież folia lub klej.

Podobnie można określić nęcenie bryłkami gliny lub ziemi z dodatkiem larw ochotki.

Działanie samej przynęty użytej jako zanęta ogranicza się do przytrzymania ryb w łowisku i zachęcenia ich do brania tego, co na haczyku. Jedynie w nurcie, wymywana i znoszona w dół łowiska, może spełnić rolę zbliżoną do tej, jaką odgrywa smuga nęcąca. Ale tylko częściowo. Dlatego stosuje się ją głównie w metodzie odległościowej, pozwalającej ze swego stanowiska na brzegu sięgnąć zestawem w miejsce żerowania ryb; niekoniecznie trzeba je do siebie ściągać.

W łowieniu klasycznym rzadko daje się pójść w tę chwalebną prostotę. Toteż zanęty są tu zwykle przynajmniej nieco bardziej złożone. Może to być np. chleb mielony zmieszany z równą ilością gotowanego siemienia lnianego (na płoć) lub gotowanej grubej kaszy kukurydzianej (na leszcza) z dodatkiem ziemi odpowiednim do nurtu. Inna prościutka a skuteczna denna zanęta leszczowa składa się z 1 części białych robaków w dziesięciu częściach torfu, z niewielkim dodatkiem oleju słonecznikowego i piasku.

Takie proste zanęty jednak muszą być po mistrzowsku sporządzone, a ponadto skutkują w bardzo konkretnych warunkach. Wystarczy że zmieni się poziom wody lub w pobliżu pojawi się drugi wędkarz z czymś atrakcyjniejszym, by przestały działać w ogóle. Dlatego do mieszanek typowych wchodzi po kilka lub nawet kilkanaście składników.

Trzeba tu przestrzec przed przesadą w drugą stronę. Spotyka się czasem zapaleńców, co to już skompletowali dwadzieścia parę składników zanęty i biegają zaaferowani, bo im jeszcze kilku brakuje. Przesada pod każdym względem. Po pierwsze: doceniając znaczenie zanęty, nie dajmy się jednak zwariować. Po drugie: komponowanie zanęty wedle zasady szczypta każdego może dać skutek taki, jak w jedzeniu ludzkim położenie dżemu na śledzia. A to jednak podobno nie to samo, co borówki do indyka. Na ryzykowne zestawienia smakowe w zanętach można sobie pozwolić, kiedy się ma czas i warunki do eksperymentowania.

Klasyfikacja, pomaga w dobieraniu zestawów takich, by nie tylko oddziaływały na poszczególne gatunki ryb, ale także by pracowały w sposób odpowiedni do warunków łowiska. Zasada jest taka, że w każdej mieszance zanętowej powinien się znaleźć przynajmniej jeden składnik z każdej z grup. Orientacyjnie można przy tym przyjąć, że substancje z grup Pieczywa. i Otręby. powinny stanowić łącznie około 60% ogólnej masy zanęty. Ile którego – to już trzeba dobrać do głębokości łowiska oraz rodzaju wody (stojąca, wolno płynąca, wartki nurt). Kolejne 30% to składniki grup Zboża i ziarna. i Mleczne. I wreszcie na ostatnie 10% składają się grupy Białkowe zwierzęce. i Smakowo-zapachowe.

Na tych dość ogólnych zależnościach ilościowych kończy się w zasadzie możliwość poddawania wskazówek co do komponowania zanęt od zera. W praktyce zresztą mało kto wymyśla sobie zanętę w ten właśnie sposób. Zwykle wypróbowało się kilka mieszanek zestawionych na podstawie przepisów zaczerpniętych z książek czy czasopism i co najwyżej dąży się do podniesienia ich skuteczności lub dostosowania ich do innego łowiska. I raczej w takich poszukiwaniach przydatne mogą się okazać poniższe wskazówki.

Kiedy się nastawia na jakiś konkretny gatunek lub kilka gatunków, dobrze jest uwzględnić nie tylko ich upodobania smakowe w ogóle (np. skrzepnięta krew w wypadku klenia), ale także nawyki pokarmowe w konkretnym łowisku. Zwłaszcza jeśli jest ono mocno uczęszczane przez wędkarzy, którzy częstokroć mimowiednie przyzwyczajają ryby do jakiegoś konkretnego składnika. Bez ziemniaka nie ma co nęcić karpia w krakowskich Bagrach, bez bułki – świnki w Sanie pod Przemyślem, bez kaszki kukurydzianej – brzany tamże.

Składnik dobrany do adresata zanęty trzeba uzupełnić następnymi, nadającymi całości pożądaną kleistość lub puszystość, dostosowującymi ją do barwy dna, pobudzającymi apetyt jeśli inne zbyt szybko sycą itd. Klasycznego przykładu dostarczają herbatniki mielone, niegdyś bardzo polecane jako składnik wabiący płocie w wodach bieżących. Sklejają one jednak pozostałe składniki, wskutek czego zanęta zaległaby na dnie niczym bryła kitu i z wabienia byłyby nici. Ale wystarczy na każdą część herbatników dać trzy części mąki kukurydzianej, mającej właściwości rozpraszające, by całość zadziałała – przy dnie, bo mąka przy nim się trzyma. Ale jeśli użyjemy tej samej kukurydzy zmielonej grubiej, na kaszkę, to nie tylko rozproszy, lecz także uniesie pozostałe składniki, a nawet może spowodować ich wypłynięcie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *