Jakimi metodami łowić suma

Mając suma na wędce nie dajmy się ponieść euforii, póki nie uda nam się go wydobyć na ląd. Doświadczenia z holowaniem innych ryb na wiele się tu nie zdadzą, z sumem trzeba postępować odmiennie. Karp przy zacięciu się płoszy i mknie jak błyskawica, szczupak i pstrąg wyskakują jak oszalałe, i w ten sposób szybko wyczerpują siły, natomiast sum nie traci „zimnej krwi” w najbardziej krytycznych sytuacjach. On z pewnością nie roztrwoni sił na błazenadę! Skutecznie walczy do utraty tchu, a nadzieję traci dopiero kiedy już jest na brzegu. Przypadki wyswobodzenia się suma nawet z osęką w ciele mają swoją wymowę. W pierwszej fazie walki sum próbuje za wszelką cenę wrócić na swój teren, jakby wiedział, że najłatwiej pozbędzie się wędki w gąszczu zawad. Nie ulegajmy panice i nie próbujmy wtedy powstrzymywać go za każdą cenę, wystarczy go tylko przyhamowywać — tak, żeby pozostała jeszcze przynajmniej 20% rezerwa siły hamowania. Kiedy wysnuje więcej żyłki, wędka zyska na wytrzymałości, a wtedy możemy spróbować nawet większym oporem sprowadzić rybę nieco na bok w stosunku do wytyczonego przez nią kierunku. Po 20-30 m zatrzyma się nawet sam i opadnie na dno. Nie dajmy się zwieść, sum jest jeszcze daleki od wyczerpania. Nie podnośmy go na siłę, spróbujmy raczej „alfabetu Morse’a” — pobrzękiwania palcem na napiętej żyłce przy wędzisku uniesionym prostopadle i „pompowania” od czasu do czasu. Po chwili sum podniesie się z dna i spróbuje nowego uniku. Wkrótce jednak znów się położy. Tym razem jest to jego nowy wariant taktyczny – sum ustawia się głową do dołu, ryje w mule, a silnym ogonem wściekle biczuje żyłkę. Niekiedy efektem tego jest popuszczenie węzłów na żyłce i na pamiątkę walki pozostaje tylko jej kawałek pokryty śluzem. Trudno powiedzieć co jest lepsze w tej sytuacji – czy trzymać żyłkę przepisowo napiętą, czy trochę ją zwolnić i stracić przy tym kontakt z rybą. Nasze szanse w obu wypadkach są wyrównane. Po nieudanych próbach sum znów zaczyna się poruszać i opisana sytuacja może się jeszcze kilkakrotnie powtórzyć. Stopniowo zaczynamy nabierać podejrzenia, że energia suma jest niewyczerpalna. W rzeczywistości jesteśmy zmęczeni nie tylko my, stopniowo ubywa sił także przeciwnikowi, a po jakimś czasie – niekiedy dopiero po kilku godzinach – w końcu możemy go przyciągnąć, podnieść i zobaczyć w całym majestacie. Możliwe, że wtedy znów ugną się pod nami nogi…

Podczas holowania suma krytyczny jest moment, gdy ryba walcząc uderza ogonem w żyłkę. Większe sztuki wyławiamy przy pomocy haka lądowniczego (osęki).

Nie zawsze holowany sum zachowuje się „przepisowo”. Na przykład kolosa o wadze 92 kg i długości 240 cm ze Zbiornika Vranovskiego pod Brnem w Czechosłowacji złowił 15 letni chłopiec przy pomocy 75 letniego dziadka (sierpień 1983, w godzinach popołudniowych; sum przebywał przy powierzchni i wziął na klasyczną, sprawdzoną błystkę typu Heintz) na żyłkę 0,40 mm marki Plańanka produkcji czechosłowackiej. Hol trwał niewiarygodnie krótko – 35 minut. Przeciwnie wędkarz z RFN, przy swojej nieco cięższej (96,5 kg i 227 cm) zdobyczy z delty Dunaju doświadczył niemal galer. Mimo że miał suma na mocniejszej żyłce — 0,50 mm marki Maxim — i że pomagało mu wielu przyjaciół, zacięty bój trwał pełne 4 godziny. Dunajski sum był prawdziwym dzikusem, w pierwszej fazie walki w ciągu 35 minut odwlókł – pomimo hamowania – łódź na odległość 3,5 km, a przy pierwszym „murowaniu” nie można go było ruszyć przez pół godziny. Przytoczone przykłady potwierdzają tezę o tym, że sumy z wód płynących są bardziej bojowe i dzikie niż te z wód stojących. Wspomnijmy jeszcze o wyjątku od tej reguły – walecznym sumie (70 kg i 225 cm) ze wspomnianego już Zbiornika Vranovskiego. Bronił się z powodzeniem przez ponad 10 godzin mimo mocnej żyłki (0,70 mm). Wziął na 25 cm lina (10. VII. 1984, o godzinie 9.45).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *